- To, co się stało, jest nie do zaakceptowania - powiedział Donald Tusk o zajściach w czasie Marszu Niepodległości w Warszawie.
- Na warszawskich ulicach było spokojnie, dopóki nie ruszyła niestety tradycyjna manifestacja tych, którzy ze Święta Niepodległości chcą robić rozróbę - ocenił premier. Zaznaczył, że nie może być przyzwolenia ani politycznej akceptacji dla tego typu zdarzeń.
Donald Tusk podkreślił, że jest w stałym kontakcie z szefem Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Bartłomiejem Sienkiewiczem.
- Sytuacja jest opanowana. W Warszawie, jak sądzę, nie dojdzie już w tej chwili do żadnych poważniejszych zajść. To, co się stało, jest nie do zaakceptowania – stwierdził premier.
- Chciałbym przeprosić wszystkich warszawiaków za to, że Święto Niepodległości nie mogło być dniem świątecznym do końca - mówił Donald Tusk. Wyraził też ubolewanie z powodu aktów agresji wobec ambasady rosyjskiej.
Stwierdził też, że "ci, którzy rujnują nasze święto aktami agresji i przemocy, naprawdę zagrażają polskiej niepodległości".
- To jest moment, w którym trzeba powiedzieć bardzo wyraźnie, bardzo głośno, że każdy odpowiedzialny Polak, szczególnie ten, który sprawuje funkcje publiczne, każdy polski polityk, powinien jednoznacznie dziś, jutro powiedzieć to, co myśli na ten temat. Co myśli o tych, którzy dewastują nasze narodowe święta, i którzy także dewastują polską reputację, bo przecież świat patrzy na tego typu zdarzenia - zaznaczył Donald Tusk.
Podziękował też policjantom, którzy "wykonywali swoje czynności tak, jak potrafili i udało się utrzymać agresywnie manifestujących w elementarnej dyscyplinie, dzięki czemu nie doszło do jakichś szczególnie dramatycznych zdarzeń".
/fot.raciborek.pl/